Łączył sztukę z filozofią
Łączył sztukę z filozofią
Wszyscy mówią o Nim z wielkim szacunkiem. W przypadku luminarzy to zrozumiałe. Tyle że wieloletni dyrektor Filharmonii Pomorskiej wydaje się mieć w Bydgoszczy pomnikowy autorytet, od wielu laty, zwłaszcza od roku 2002, kiedy Jego śmierć uświadomiła, jakim był człowiekiem, ile dokonał dla miasta i regionu…
Poniższe wypowiedzi prasowe wybranych osób będących blisko tego wizjonera, także niektórych twórców i członków powstałego w styczniu 2013 r. Stowarzyszenia Andrzeja Szwalbego „Dziedzictwo”, pokazują jak wielką estymą się cieszył. Przydają także Jego postaci trochę kolorów, niekoniecznie przez wszystkich bydgoszczan dostrzeganych.
Eleonora Harendarska, dyrektor Filharmonii Pomorskiej:
- Andrzej Szwalbe był człowiekiem o rzadko spotykanym dziś wysokim morale. Uczył nas rzetelności i pracowitości. W dobie, gdy wszelkie autorytety traciły swój blask on pozostawał i nadal jest wzorem. Był Szefem niezwykle wymagającym, wobec siebie również, nigdy nie stosował taryfy ulgowej. Bydgoszcz z wyboru stała się jego Ojczyzną, ukochanym miastem, dla którego zrobił bardzo wiele, poświęcił mu całe swe bogate życie. Chciał, by wyrosła na metropolię w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jego kolejne, śmiałe i wspaniałe pomysły ucieleśniały się w sposób niebywały; Biuro Wystaw Artystycznych, Opera, Akademia Muzyczna - to jego ukochane dzieci. Miał tę rzadką cechę porywania ludzi do tworzenia rzeczy wielkich, często uznawanych za niemożliwe. Żal, że nie doczekał utworzenia w Bydgoszczy Uniwersytetu, którego był ogromnym entuzjastą i orędownikiem. (Bydgoszcz naszemiasto.pl)
Urszula Guźlecka, dziennikarka bydgoskiego oddziału Telewizji Polskiej
- Wielokrotnie gościłam z telewizyjną ekipą w domu dyrektora. Często zapraszał do siebie rozmówców i współpracowników. Kiedy telefonowałam, żeby umówić spotkanie, przyciszonym głosem wypowiadał mniej więcej taką formułkę: "Proszę uprzejmie poczekać chwilę, zapytam moją małżonkę Dobrusię, czy ten termin jej odpowiada". Nie zdarzyło się, by pani Dobrusi jakiś termin nie odpowiadał. Cenił punktualność, więc jak przyjechaliśmy wcześniej, czekaliśmy przed bramą, żeby o umówionej porze nacisnąć domofon. Jego mieszkanie przy ul. Dworcowej było jak z poprzedniej epoki - pełne pamiątek i bibelotów, obrazów na ścianach. Andrzej Szwalbe ze stoickim spokojem znosił naszą ingerencję w jego prywatność, nieraz przestawialiśmy meble w salonie, by znaleźć jak najlepszy plan. Na początku trochę się go bałam. Do tej pory mam go w pamięci jako dystyngowanego, starszego pana o niezwykle rozległej wiedzy nie tylko na temat muzyki. I jak tu rozmawiać z kimś takim? Na szczęście Szwalbe potrafił uskrzydlić rozmówcę. Dystans szybko znikał. Kochał swoją pracę - powtarzał często, że sprawia mu największą przyjemność, a zabawa go męczy. (Joanna Lach, „Gazeta Pomorska”)
Sebastian Malinowski, kustosz Muzeum Kanału Bydgoskiego: - Pan Szwalbe bardzo wyraźnie łączył wszystkie rodzaje sztuk z filozofią. Odwoływał się do piękna, dobra, prawdy. Połączenie filozofii ze sztuką widać na przykładzie Filharmonii – nalegał, by piękne gobeliny były w foyer, by w Parku Kochanowskiego znalazło się miejsce dla pomników przedstawiających znanych kompozytorów. Nie rozdzielał sztuk, widział je razem. Dla niego była to droga człowieka, który wyrywa się ku pięknu (...) Był wytrwały i efektywny. Wydaje mi się, że ten niepozorny z wyglądu człowiek czerpał siłę i radość z pracy. Potrafił znaleźć klucz do ludzi. Posiadał zdolność łamania pewnych ograniczeń. Przez swoje dokonania budził ogromny szacunek. Nigdy nie domagał się hołdów (…) Miał pewne zasady, np. na każde spotkanie należało umówić się, dzwoniąc koniecznie przed godziną 8, gdyż potem oddawał się czynnościom intelektualnym. Miał też zwyczaj wyrażania swoich poglądów listownie. Był mistrzem epistolografii. Gabinet Pana Dyrektora Andrzeja Szwalbego w Filharmonii Pomorskiej wyglądał jak pokój zwykłego szeregowego pracownika. Było biurko, krzesło – żadnych zbytków i atrybutów władzy.(Natalia Stefanowicz „Regional Geografic”)
Henryk Martenka, Towarzystwo Muzyczne im. I. Paderewskiego, dyrektor Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. I.Paderewskiego: - Wyglądał jak księgowy ze spółdzielni wielobranżowej, już w pierwszych zdaniach rozmowy odsłaniał charyzmatyczną osobowość. Muzykolodzy z całego świata adresowali listy do niego "Profesor Szwalbe". Tak jak brzydka śpiewaczka pięknieje, gdy śpiewa Schuberta, tak postać Szwalbego nabierała pomnikowego wymiaru, kiedy zaczynał snuć swe wizje. Pamiętam pierwsze spotkanie. 30 lat temu przyjechałem do Bydgoszczy organizować dział muzyczny w wydawnictwie "Pomorze". O Szwalbem słyszałem, że to ktoś formatu dyrektora Muzeum Narodowego Stanisława Lorentza w Warszawie. Już wcześniej przykazano mi, że tego człowieka trzeba odwiedzić. Złożyłem mu wizytę w jego skromnym gabinecie, spoglądał na mnie bez emocji przez okulary w grubych oprawkach. Nie przerywał, kiedy objaśniałem, co chcę robić. Gdy skończyłem, zapytał zniecierpliwionym głosem: "A konkretnie to z czym pan do mnie przychodzi?". Zamarłem. Później jednak zadzwonił i pomógł mi. Ale wspomnienie tej pierwszej wizyty zawsze przypominało o tym, że to nie był zwykły dyrektor instytucji muzycznej, tylko ktoś więcej. Przekonałem się w późniejszych latach naszej znajomości. (Joanna Lach, „Gazeta Pomorska”)
Grażyna Pietrzak. wicedyrektorka Zespołu Szkół nr 28 w Bydgoszczy: - Pamiętam, jak podczas spotkania powiedział: „Dlaczego wszyscy porównujemy Bydgoszcz do Poznania, a czemu nie do Berlina, czy Paryża – przecież Bydgoszcz może też stać się wielkim kulturalnym ośrodkiem.”Pan Andrzej dążył do celów wielkich, na pierwszy rzut oka nieosiągalnych. Często wsłuchiwałam się w opowieści o nim – miał swój kilkunastoletni zeszycik i idealnie zatemperowany ołówek. Kartki w zeszycie były podzielone na ramki, w które wpisywał informacje odnośnie tego, co musi załatwić. Po jakimś czasie, gdy sprawa została zrealizowana, wymazywał te dane, by zrobić miejsce na kolejne kwestie. Inna opowieść gdzieś zasłyszana mówi o teczce, którą Pan Szwalbe zawsze dzierżył w dłoniach. Była ona już zniszczona i wysłużona, dlatego znajomi w prezentach darowali mu nowe teczki - myśleli, że jest taki oszczędny, ale on dalej nosił tą swoją starą „teczuchnę”.(NataliaStefanowicz „Regional Geografic”)
Maciej Obremski, były Wojewódzki Konserwator Zabytków w Bydgoszczy:
- Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale On rzeczywiście taki był. Poznaliśmy się blisko 30 lat temu, podczas opracowywania renowacji Pałacu w Ostromecku. Stworzenie tam Centrum Kultury było Jego pomysłem. Doprowadził do realizacji swojej wizji, a potem - jak miał to w zwyczaju - usunął się w cień i przyglądał się temu z boku. Dla mnie Andrzej Szwalbe był wielkim mistrzem i marzycielem, który swoje pomysły potrafił wprowadzić w życie. To o czym jedni nawet nie pomyśleli, a inni uznali za niemożliwe, on realizował. Miał przede wszystkim wspaniałą wizję Bydgoszczy i każdym swoim pomysłem udowadniał, że to miasto zasługuje na miano metropolii. Był bardzo pracowity i kreatywny do ostatnich swoich dni. Inni potrzebowaliby kilka żyć, by mieć i wprowadzić w życie tyle marzeń co On. Tymczasem Andrzej Szwalbe kilka ze swoich wizji pozostawił nam do realizacji...
(Bydgoszcz naszemiasto.pl)
dr Marek Chamot dyrektor Instytutu Kulturoznawstwa i Filozofii w Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy, redaktor naczelny „Promocji Kujawsko-Pomorskich”: - Miałem okazję przez długie godziny rozmawiać z nim w jego gabinecie. Przyznaję, że Pan Andrzej potrafił nawiązywać dobry kontakt z rozmówcą. Zawsze starał się mówić o rzeczach istotnych i sprawach wysokiej rangi. Nie przypominam sobie, by w tych rozmowach omawiał rzeczy błahe. Nie było momentów, by zasugerował, że powie coś, co nie nadaje się do druku. Mówił w sposób bardzo skupiony, z przymkniętymi oczami (…) Pan Szwalbe bardzo wartościował Bydgoszcz, zapewne czasem ją przewartościowywał. Wyrastał ponad przeciętność. Widział Bydgoszcz większą, niż my sami mogliśmy to zaakceptować. Młodość i entuzjazm dla nowych wizji i pomysłów zachował do końca życia. Charakteryzowała Pana Andrzeja witalność intelektualna. Myślę, że taki człowiek Bydgoszczy był bardzo potrzebny. Pan Szwalbe chciał Bydgoszcz wynosić na wyższe piętra. Nie było sytuacji, by narzekał i przysłowiowo machnął ręką. Zawsze był pełen optymizmu. Nie narzekał na swój los i nie narzekał na losy Bydgoszczy, tylko mówił o tym, co trzeba zrobić, by Bydgoszcz ciągnąć do przodu, wlewając w nas optymizm. Tacy ludzie nie zawsze są dobrze odbierani przez otoczenie, gdyż mobilizują, a my nie do końca chcemy być aż tak zaangażowani. Zmuszał nas do wysiłku. Nic nie przychodzi łatwo i przyjemnie. Wielkie rzeczy rodzą się w bólach, w wielkim wysiłku niezapłaconym i nieprzeliczalnym na pieniądze. (Natalia Stefanowicz „Regional Geografic”)
Maria Błaszczak, pracowała w Filharmonii Pomorskiej, prowadzi impresariat artystyczny:
- Dyrektor Szwalbe był człowiekiem wielkiego formatu, ale też jak każdy miewał swoje małe słabości. Długoletni współpracownicy na ogół doskonale znają charakter swego szefa. Często taka wiedza potrafi pomóc w codziennej, służbowej rzeczywistości. Dzień pracy dyrektora był szczelnie, co do minuty, wypełniony wizytami, a telefon rozgrzany do czerwoności od ciągłych rozmów. Znalezienie dobrego momentu, by wejść, przedyskutować bieżące sprawy i oddać do podpisu pliki dokumentów graniczyło z cudem. Ale był na to sposób. Razem z koleżanką Ewą Chałat, kiedy nie mogłyśmy się dobić z ważnymi przecież sprawami, posyłałyśmy kogoś po świeżutkie pączki do Bigońskich. Zapach wyłożonych na talerz ciepłych pączków był zniewalający i już miałyśmy pewność, że dotrze do gabinetu szefa. Po kilku minutach otwierały się drzwi i do naszego pokoju wchodził Andrzej Szwalbe. Częstował się, co charakterystyczne, zawsze tylko jednym pączkiem i ze spokojem przystępował do podpisywania korespondencji. Do dziś, pączki od Bigońskich kojarzą mi się z latami spędzonymi w Filharmonii. (Joanna Lach, „Gazeta Pomorska”)
wybrał: AK