Świat muzyki i genetyki

Na XI  COLLOQUIUM OSTROMECKIE Stowarzyszenia Andrzeja Szwalbego Dziedzictwo zaproszono 20 listopada 2018 r. do Pałacu Mostowskich wyjątkowego gościa. Prof. dr hab. n. med. MICHAŁ WITT. PROFESOR WITT, dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu, kierownik Zakładu Genetyki Molekularnej i Klinicznej. Wybitny lekarz genetyk wspominał dyrektora Filharmonii Pomorskiej, a w drugiej części spotkania wygłosił bardzo interesujący wykład na temat związku muzyki i genetyki.

- Staramy się zapraszać na nasze kolokwia osoby, które znały Andrzeja Szwalbego osobiście, które miały z nim relacje tworzące interakcje w jego wizjach, a to artystycznych, a to architektonicznych, urbanistycznych, naukowych – mówił m.in. podczas rozpoczęcia spotkania Henryk Martenka, prezes Dziedzictwa. - Bardzo mi miło powitać naszego gościa – Pana Profesora Michała Witta, którego obecność zawdzięczamy Pani Profesor Elżbiecie Szczurko, która wertując zszywki pożółkłej prasy toruńskiej znalazła nazwisko Pana Profesora jako autora recenzji koncertów Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Pomorskiej.

Spotkanie  w Pałacu Starym, w tzw. Gabinecie Szwalbego, z gościem poprowadziła dr hab. Elżbieta Szczurko, profesor nadzw. Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, zaprzyjaźniona ze Stowarzyszeniem. Podkreśliła, że jako toruniance jest jej szczególnie miło to czynić, jako że prof. Witt jest z urodzenia torunianinem. Na łamach toruńskiego dziennika „Nowości” z końca lat 70. znalazła recenzje z koncertów autorstwa wówczas bardzo młodego Michała Witta. - Zwracały uwagę błyskotliwością stylu - zapewniała uczestników kolokwium. - Świadczyły o wielkiej erudycji autora, znajomości rzeczy, napełnione nadzieją i bardzo optymistyczne w swoim wydźwięku. Podkreślały też potrzebę współpracy Torunia i Bydgoszczy w inicjatywach artystycznych.

- Andrzej Szwalbe był wówczas w wieku mojego ojca – wspominał Profesor. – Razem, choć nie na tym samym roku, studiowali prawo. Nasze stosunki były więc takie międzypokoleniowe. Miałem do niego ogromny szacunek. Powiedział mi kiedyś: „Pan tak pisze do tych Nowości, a ja bym chciał, aby Pan trochę szerzej spróbował. Jest Ruch Muzyczny. Zadzwonimy do Pisarenki”. Był on jedną z głównych postaci w tym czasopiśmie poświęconemu muzyce poważnej dawnej i współczesnej. Pisywałem też troszeczkę do tygodnika Kultura. Ale wszystko się zaczęło od Nowości.

- Już wtedy Andrzej Szwalbe był legendarną postacią – mówił podczas kolokwium prof. Witt. -  Mam takie poczucie, że Toruń był w tamtych czasach dość niewdzięcznym polem dla działalności Filharmonii Pomorskiej. I dyrektor Szwalbe bardzo sobie cenił wsparcie, które uzyskał w Toruniu. Dlatego moja sugestia, aby organizować koncerty muzyki dawnej w toruńskich kościołach, których piękno jest rzeczą samą w sobie - uwielbiam fenomenalnie wymyślony slogan reklamowy „Gotyk na dotyk” – tak trudna do realizacji w czasach PRL została przez Szwalbego podjęta i zakończyła się powodzeniem. Napisał pismo do Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Toruniu z wnioskiem, aby egzekutywa zgodziła się na to. Na początek na jeden kościół, na kościół św. Jakuba, o wspaniałej akustyce. To był najlepszy strzał na dzień dobry. I egzekutywa to klepnęła – udało się. Potem już poszło…

Fot. Andrzej Adamski
Dwie godziny opowieści prof. Michała Witta minęły nie wiadomo kiedy…

Po którymś z koncertów festiwalowych greckiego chóru w jednej z toruńskich świątyń – a nie wszystkie miały tak świetną akustykę – dyrektor wypatrzył gdzieś w wielkim tłumie Michała Witta i głosem nieco podniesionym powiedział: „Proszę pana, proszę pana! Niech pan nie myśli, że oni fałszowali; oni śpiewali w skali 12-tonowej…”

- Pamiętam doskonale, jak Szwalbe mówił mi, że jego muzycy nie chcieli jeździć na te koncerty do Torunia, tłuc się w soboty tym autobusem. Uważali, że lepiej dać dwa koncerty w Bydgoszczy. A on uważał, że muszą być te koncert w Toruniu. I rozumiem, że taki upór, który dyrektor prezentował w tym względzie to była realizacja pewnej idei. I gdyby nie sobotnie koncerty w Toruniu, to by uprawiania muzyki symfonicznej nie było w nim w ogóle, dopóki nie powstała dużo później Toruńska Orkiestra Symfoniczna.

O związkach muzyki i genetyki mówił prof. Michał Witt w drugiej części kolokwium, która odbyła się w podziemiach barokowego pałacu. – Mowa dźwięków to pewien język  alternatywny wobec tych zwyczajnych, w których rozmawiamy przy stole. Dzieła muzyczne tworzą w sumie pewien zapis świata – zacytował na wstępie definicję Piotra Wierzbickiego z książki „Jak słuchać muzyki”. - Ale można też tę sytuację ująć tak, że będąc zapisem świata muzyka jest zarazem sama pewnym światem, alternatywnym wobec tego co nas otacza w domu, na ulicy, na wojnie. Światem w dodatku lepszym, bo wypranym z brudów życia.

Profesor, jako biolog, lekarz uzasadniał swoje spojrzenie na muzykę także w pewnym sensie biologicznym. Jest ona głęboko zakodowana w naszej ludzkiej biologii. Człowiek ewoluując przez miliony lat był też zależny od muzyki, miał chęć słuchania albo wykonywania muzyki, uzależniał się od muzyki. Można powiedzieć, że muzyka umożliwiała mu przeżycie. Zdolności muzyczne są zakodowane w naszych genach, są częścią naszego genomu. Jest to nie tylko obiekt kulturowy, ale i biologiczny. Rodzice mówią do dzieci w sposób muzyczny i one odpowiadają im w sposób muzyczny. Wspólne tańce i wykonywanie muzyki zawsze powodowało, że ludzie chcieli być ze sobą razem.

Prof. Witt omówił też biologiczne podstawy muzyki. Wszystko co się w nas dzieje jest opisane w sensie biologicznym, oparte na tym co mamy zapisane w genach. Znakomicie to zilustrował na przykładzie rodziny Bachów, ich sześciu pokoleń – 34 zawodowych muzyków. Jan Sebastian Bach był geniuszem muzyki. Czterech jego synów, z 21 dzieci, to byli bardzo wybitni kompozytorzy. Trudno sobie wyobrazić, żeby przez 6 pokoleń rodzili się tacy wybitni muzycy bez tego co jest zapisane w genach.

Omawiając muzyczne cechy genetyczne poruszył problematykę słuchu absolutnego. W naszej populacji zdarza się on jeden na 10 tysięcy. Zaledwie 1 procent muzyków zawodowych wykazuje te cechy. Nie jest to zatem cecha konieczna do profesjonalnego zajmowania się muzyką. Czy jest to cecha wrodzona? W populacji azjatyckiej słuch absolutny zdarza się pięć razy częściej niż w naszej. Dla genetyków takie porównania są bardzo istotne; dają obraz co w danej populacji kształtuje tych konkretnych ludzi. W Azji jest wiele tzw. tonalnych języków. Ta sama głoska wypowiadana z odpowiednią akcentacją może mieć zupełnie różne znaczenia. U osób ze słuchem absolutnym dochodzi do ciekawych zmian anatomicznych. W mózgu, w jego wieczku skroniowym u tych osób ze słuchem absolutnym jest ono po stronie lewej znacznie większe niż po prawej. Jest to uwarunkowane genetycznie.

Jest wiele genetycznie uwarunkowanych chorób muzycznych. Profesor niektóre z nich omówił podczas kolokwium, m.in. głuchotę dźwiękową, czyli zaburzenie percepcji muzyki, również możliwości jej wykonywania, przy zachowaniu normalności słyszenia. Na zaburzenie to cierpiał m.in. wielki kompozytor Maurice Ravel. Twórca wspaniałego Bolera u szczytu kariery utracił zdolność czytania nut i rozpoznawania napisanej muzyki.

Na zakończenie ciekawego i przystępnego wykładu, który bardziej kojarzył się z gawędą niż rozprawą akademicką, prof. Michał Witt sporo miejsca poświęcił Fryderykowi Chopinowi, jego schorzeniom: – Jak wszyscy wiemy Chopin ciężko chorował przez prawie całe swoje życie. Wiadomo na pewno, że chorował na płuca i ta choroba spowodowała, że zmarł. Mówi się, że młodo. I to jest mit. Średnia wieku mężczyzn w połowie XIX wieku wynosiła 40 lat. I on zmarł w takim wieku. Oczywiście chorował. Natomiast zależność cierpień z tym związanych z jego twórczością to jest oddzielne fenomenalnie ciekawe zagadnienie.

Profesor wspomniał o podejrzeniach, że mógł chorować na mukowiscytozę. Podejrzenia nie wytrzymały one próby czasu. Kompozytor cierpiał również na tafefobię (bał się pochowania żywcem).

Jedyna pozostałość fizyczna po Chopinie jaką mamy w Polsce, to  serce znajdujące się w krypcie kościoła św. Krzyża w Warszawie. Jest ono znakomicie zachowane. Nie znajduje się ono w formalinie, lecz najprawdopodobniej w 60-procentowej brandy. Wówczas wyżej stężonego alkoholu nie można było wyprodukować. To serce jest bardzo powiększone, co potwierdza chorobę płuc. Są też nacieki gruźlicze na osierdziu serca. Zmiany serca wyraźnie wskazują gruźlicze pochodzenie. Profesor podsumował wykład jednoznacznym stwierdzeniem, że kompozytor zmarł na przewlekłą gruźlicę płuc.

Współorganizatorem XI  Colloquium Ostromeckiego było Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy. (ak)

Fot. Andrzej Karnowski
Na zakończenie serwowano pyszne rogaliki z owocowym nadzieniem.

STOWARZYSZENIE IM. ANDRZEJA SZWALBEGO "DZIEDZICTWO"

Copyright © 2013 WYŻSZA SZKOŁA GOSPODARKI